Ogień! Drzewa! Góry! Drzewa na górach! Sucker Punch Productions z pewnością wie, jak nas traktować. Pierwszy zwiastun Ghost of Yotei wreszcie się pojawił i ku niczyjemu zaskoczeniu, długo oczekiwana kontynuacja Ghost of Tsushima wygląda absolutnie oszałamiająco. Pomimo wszystkich pełnych akcji ujęć – warczących wilków, napiętych pojedynków i płonących budynków – malownicze ujęcia góry Yōtei i jej spokojnego otoczenia są ostatecznie tym, co sprawiło, że tęsknię za szybszym nadejściem 2025 roku.
Ale w międzyczasie muszę się przyznać. Gra w Ghost of Tsushima zajęła mi cztery lata i chociaż w końcu udało mi się w nią zagrać na początku tego roku, nie udało mi się jej ukończyć. Z jednej strony miałem dużo szczęścia: Ghost of Yotei to zupełnie nowa historia osadzona 300 lat po pierwszej grze, co oznacza, że nie muszę ryzykować zepsucia tego, co dzieje się z moim ulubionym zrzędliwym szermierzem Jinem Sakai, aby dowiedzieć się więcej o sequelu. Ale jeśli myślisz, że obejrzałem ten zwiastun i mimo wszystko oparłem się powrotowi do Tsushimy – świata, który powinienem już zbadać w każdym calu – to czeka cię kolejny kunai.
Malownicza trasa
(Zdjęcie: Sony)Błąd czy błyskotliwość?
(Zdjęcie: Sucker Punch)
Tytuł Ghost of Yotei zawiera historyczną nieścisłość tak sprytną, że jeden z japońskich uczonych uważa, że „musiało to być zamierzone”
Kiedy w czerwcu w końcu zagrałem w Ghost of Tsushima, nie miałem wielkich oczekiwań. Nie było możliwości, by gra sprostała oczekiwaniom – w końcu od lat słyszałem o jej rzekomej genialności – i ogólnie jestem dość wybredny, jeśli chodzi o nawet najlepsze gry z otwartym światem. Na szczęście byłem w ogromnym błędzie. Beznadziejnie zakochałem się w Ghost of Tsushima, głównie z tego samego powodu, dla którego zwiastun Ghost of Yotei jest tak ekscytujący: pozwala ci oddychać w swojej scenerii, zamiast wiecznie robić rzeczy. Otwarty świat Sucker Punch pielęgnuje ciekawość, zamiast spychać ją do parku rozrywki ze starannie dobranymi minimapami aktywności.
Ogień! Drzewa! Góry! Drzewa na górach! Sucker Punch Productions z pewnością wie, jak nas traktować. Pierwszy zwiastun Ghost of Yotei wreszcie się pojawił i ku niczyjemu zaskoczeniu, długo oczekiwana kontynuacja Ghost of Tsushima wygląda absolutnie oszałamiająco. Pomimo wszystkich pełnych akcji ujęć – warczących wilków, napiętych pojedynków i płonących budynków – malownicze ujęcia góry Yōtei i jej spokojnego otoczenia są ostatecznie tym, co sprawiło, że tęsknię za szybszym nadejściem 2025 roku.
Ale w międzyczasie muszę się przyznać. Gra w Ghost of Tsushima zajęła mi cztery lata i chociaż w końcu udało mi się w nią zagrać na początku tego roku, nie udało mi się jej ukończyć. Z jednej strony miałem dużo szczęścia: Ghost of Yotei to zupełnie nowa historia osadzona 300 lat po pierwszej grze, co oznacza, że nie muszę ryzykować zepsucia tego, co dzieje się z moim ulubionym zrzędliwym szermierzem Jinem Sakai, aby dowiedzieć się więcej o sequelu. Ale jeśli myślisz, że obejrzałem ten zwiastun i mimo wszystko oparłem się powrotowi do Tsushimy – świata, który powinienem już zbadać w każdym calu – to czeka cię kolejny kunai.
Malownicza trasa
(Zdjęcie: Sony)Błąd czy błyskotliwość?
(Zdjęcie: Sucker Punch)
Tytuł Ghost of Yotei zawiera historyczną nieścisłość tak sprytną, że jeden z japońskich uczonych uważa, że „musiało to być zamierzone”
Kiedy w czerwcu w końcu zagrałem w Ghost of Tsushima, nie miałem wielkich oczekiwań. Nie było możliwości, by gra sprostała oczekiwaniom – w końcu od lat słyszałem o jej rzekomej genialności – i ogólnie jestem dość wybredny, jeśli chodzi o nawet najlepsze gry z otwartym światem. Na szczęście byłem w ogromnym błędzie. Beznadziejnie zakochałem się w Ghost of Tsushima, głównie z tego samego powodu, dla którego zwiastun Ghost of Yotei jest tak ekscytujący: pozwala ci oddychać w swojej scenerii, zamiast wiecznie robić rzeczy. Otwarty świat Sucker Punch pielęgnuje ciekawość, zamiast spychać ją do parku rozrywki ze starannie dobranymi minimapami aktywności.
To podejście jest powodem, dla którego nie ukończyłem Ghost of Tsushima – nie dlatego, że nie ma tu nic do roboty, ale dlatego, że bardzo spodobała mi się łatwa eksploracja. Zamiast ustawiać punkty orientacyjne od jednego przedmiotu do drugiego, godzinami włóczyłem się na koniu, kierując się głównie odległymi widokami, które uważałem za ładne do odwiedzenia. Po drodze łatwo było zebrać wszystko, co pojawiło się na drodze starego Jina – być może obalenie mongolskich okupantów z małej wioski rybackiej lub natknięcie się na mapę skarbów, która prowadzi do unikalnego sprzętu. Ale równie długo jeździłem bez celu po lasach, poruszając się spokojnym kłusem i obserwując drzewa poruszane wiatrem.